Tablica Ogłoszeń

Zapisy do szkoły otwarte!
---
Uczniowie zostali przydzieleni do pokojów w akademikach drogą losowania. Proszę zaznajomić się z listą znajdującą się po prawej stronie w zakładce "Akademik".

sobota, 29 września 2012

So what?


Marie Angéline Bonnet
 Szerzej znana jako Mar, Mara lub Zmora. Wszystkie obok wymienione pseudonimy artystyczne zawdzięcza głupocie Arsena swoim wspaniałym znajomym.

  Przyszła na świat w jeden z cieplejszych, wiosennych poranków, dnia szesnastego kwietnia dokładniej, jeśli w szczegóły się zgłębiając. Była dzieckiem zdrowym, nadzwyczaj ruchliwym i praktycznie rzecz biorąc nie do przekrzyczenia - żadna niania nie potrafiła wytrzymać z nią dłużej, niż dwóch godzin w porywach. Nigdy nie narzekała na nudę, z łatwością znajdowała zajęcia dla siebie, nawet takie najbardziej bezsensowne tudzież banalne, jak na przykład ganianie za obcymi kotami, przekopywanie w ogrodzie maminych kwiatków, obdzwanianie sąsiadów z telefonu domowego i pytanie, czy ich lodówka chodzi, a na rozwijaniu i zwijaniu rolki papieru toaletowego skończywszy. Zwyczajnie nie wyobrażała sobie siedzenia w miejscu na pupie, ot tak, w bezruchu. Po dziewiętnastu latach to w ogóle nie uległo jakiejkolwiek zmianie.


 Obecnie (zaznaczając uprzednio, iż nie z własnej woli) uczęszcza do Noryoku High, konkretniej do klasy trzeciej o profilu sportowym. Zajęć dodatkowych także sama sobie nie wybrała; wspaniałomyślnie zrobił to za nią jej ociekający cudownością i powabem kuzyn Arsen, gdy konto wyrządzanych przez Marie na terenie szkoły szkód rosło bezustannie oraz proporcjonalnie do ilości jej codziennych, „niewinnych” wybryków. Taki rodzaj kary, który niby miał dziewczynę powstrzymać przed rozrabianiem. Cóż, jak dotąd nie przynosi ona żadnych większych rezultatów. Gardzi kółkiem teatralnym bardziej, niż samym szpinakiem, a do tego potrzeba nie lada ciężkiej artylerii. 


 Od strony rodzinnej można powiedzieć, iż należy do tych „wyższych” sfer, aczkolwiek siebie za tak zwaną arystokrację nie uważa. Gardzi podziałem społeczeństwa. Jej matka jest siostrą rodzoną Pani Collins, czyli także umiłowaną ciotką chrzestną Arsena. Za młodu wyszła za pewnego francuskiego urzędnika, Edmonda Bonneta. Tuż po ślubie zamieszkali razem w pięknej rezydencji, położonej w samym sercu Paryża, gdzie zresztą Marie była wychowywana przez tuzin różnych nianiek. Kiedy ich jedyna córka osiągnęła już pewien wiek, postanowili sobie zgodnie, iż wyślą ją na naukę do Noryoku, w niegasnącej nadziei, że kiedyś wyrośnie na tę uroczą damę, za jaką po dziś dzień uważa ją cała rodzina. Sami zostali we Francji, ją wpakowali w samolot i wcisnęli na siłę Collinsom. Szczęście, że ktoś genialny kiedyś wymyślił coś takiego, jak akademik. 


 Historia Marie nie należy do tych ciekawych, upstrzonych w niespodziewane zwroty akcji, dzikie romanse, zdrady, czy też morderstwa tudzież samobójstwa z miłości, nikt z jej rodziny nie zginął w tragicznym wypadku samochodowym, pożarze, niedźwiedziej inwazji, nikt też nie wmawiał jej przy śmierci złotej rybki, że uciekła albo odeszła w lepsze miejsce. Nie obchodzono się z nią jak z jajkiem, porcelaną, wręcz przeciwnie – wymagano od niej wszystkiego, czego wymaga się od córki rodziny zamożnej. Proste plecy, broda wysoko, stopy złączone, nie siorbać, nie płakać, nie biegać, nie skakać, nie piać, nie pluć, nie charkać, uśmiechać się, kroki stawiać ostrożnie, jednak wciąż pewnie, z gracją, dostojnością, przywdziewać tylko te zjawiskowe, eleganckie sukienki, układać włosy, dbać o czystość języka, piękny akcent, umieć grać na skrzypcach, fortepianie, harfie, trójkącie, bałałajce, haftować, śpiewać oraz recytować wiersze w sześciu różnych językach. Nie trudno się domyśleć, że wszystkie te rzeczy miała bardzo na względzie. Zamiast tego każdą wolną chwilę spędzała na powietrzu, grając w piłkę z kolegami biedniejszych sąsiadów lub piorąc po nosach gogusiów ze swojej okolicy. Chodziła po drzewach, jeździła na deskorolce, drapała kolana do krwi, doprowadzając tym do szału swoją szanowną matkę w szczególności, ojca może mniej… ale no cóż, przykre. Nie marzyła jej się usłana różami egzystencja wychuchanej księżniczki, dużo bardziej widziała się w roli kapitana drużyny koszykówki. I tyle, nie da sobą rządzić nikomu. 


 Z charakteru niezwykle łatwa w obyciu osóbka, dziewczyna o dużym sercu i mocnym temperamencie, w gorącej wodzie kąpana oraz nieczęsto z byle powodu podenerwowana. Uwielbia korytarzowe jatki, sama nałogowo wplątuje się w jakieś kłopoty, z których zwykle wyciąga ją kuzyn (totalnie o to nieproszony). Uważa, że świat może zwojować nawet zdana wyłącznie na siebie jednostka, zatem  odznacza się wyjątkową asertywnością oraz niezależnością, nie lubi komukolwiek podlegać. Z tego powodu często kłóci się z Przewodniczącym, żeby nie non stop. Stawia na oryginalność, szczerość i kreatywność. Praktycznie żyje marzeniami, kocha sobie tak od czasu do czasu odpłynąć w świat fantazji, niepoprawna z niej optymistka. Jest uczynna, śmiała, o dobrej duszyczce i pozytywnym nastawieniu, brzydzi się kłamstwem tudzież ukrywaniem prawdy dla swojej wygody. Skora do poświęceń kiedy trzeba, wciąż twardo stąpająca po ziemi, uparta niczym osioł. Czasem na siłę chce komuś pomóc, ot, taka z niej idealistka. Rozmowy z nią przebiegają zupełnie niepoważnie, sam śmiech i długie debaty na tematy najbardziej pozbawione sensu. Trudne dla siebie rzeczy obraca w żart, nie radzi sobie z silniejszymi uczuciami, może właśnie dlatego jej jedyną miłością od zawsze był tylko i wyłącznie sport? Ogólnie rzecz biorąc unika wszystkiego, co w jakimś stopniu logiczne, działa przed myśleniem i nie potrafi zdzierżyć niczego dziewczęcego.  

  
 Wyglądem zbytnio nie wyróżnia się z tłumu. Ma ciemne włosy, układające się na jej głowie mimowolnie w łagodne loki, twarz w kształcie serca z mocno zarysowaną szczęką i wysoko osadzonymi kośćmi policzkowymi oraz duże, ciemnoczerwone oczy, zwykle błyszczące radośnie. Na słońcu wychodzą jej piegi i rumieńce, co zawdzięcza dosyć bladej cerze, źle reagującej na promienie UV.  Jest szczupła, odżywia się odpowiednio, regularnie ćwiczy i dba o swoje ciało. Ubiera się nader chłopięco, w jakieś powyciągane, nierzadko męskie bluzy, szerokie spodnie, wielkie swetry, nie unika kolorowych, wymyślnych rzeczy. Lubi nosić łańcuchy przy paskach, śmieszne breloczki i opaski w ciotowate wzorki na głowie. W życiu jednak nie zobaczysz jej w spódnicy, sukience lub ułożonej fryzurze. Chyba nawet nie posiada szczotki. 

Ciekawostki:

 
+ Dzięki zaborczej matce mówi biegle w trzech językach, nieco gorzej w pięciu
+ Jest obecnie jedyną dziewczyną w szkolnej drużynie koszykówki
+ Ma 178 cm wzrostu
+ Udziela się w każdym klubie sportowym, kiedyś nawet próbowała tańca
+ Raz zabujała się w koleżance z klasy, bo miała fajny warkocz
+ Nosi kontakty
+ Ukrywa w akademiku psa Rudolfa
+ Codziennie powtarza jak mantrę, że nie cierpi Arsena, ale w istocie tylko jego uważa za swoją prawie rodzinę
+ Jest nieoficjalną absolwentką Hogwartu. Jej moce są tak silne, że śpiewając powoduje zniknięcie wszystkich istot żywych w okolicy, a także liczne pęknięcia szyb w oknach i podwojenie liczby zgonów w danym mieście



[ Witam wszystkich zgromadzonych, a serdeczniej nawet tych, którzy wytrwali do końca notki. Marie w wasze ręce oddaję i mam nadzieję, że razem nam się będzie dobrze współpracowało. I, że przekonacie się do pisania komentarzy, bo to zarąbista sprawa~ 
Zdjęcie znalezione na photobucket, autor nieznany.]



8 komentarzy:

  1. W przeciwieństwie do Marie, Arsen mógł się pochwalić wyjątkowo pomyślnie przeżytym dniem. Klasówkę napisał bez zawahania nad jakimkolwiek zadaniem, pracę długoterminową oddał pierwszy z klasy, w dodatku dostał pochwałę za wspaniale wykonaną robotę! Z klasy również należało mu się pierwsze miejsce, ze względu na czas w biegu na 60 metrów. Ot, wesoło było, nie ma co. Zadowolony z siebie po lekcjach postanowił zrelaksować się na świeżym powietrzu, by nie siedzieć jak korniszonek w pokoju z laptopem. Wypadałoby chociaż sprawiać pozory człowieka, który swoich towarzyszy szkolnej niedoli lubi, prawda? Stał akurat przed fontanną, niczym panienka przyglądając się swojemu odbiciu w tafli wody, poprawiając koszulę, krawacik, włoski, żeby przypodobać się koleżankom, kolegom mniej, ale również. Już się miał wyprostować kiedy to poczuł niemalże uderzenie w plecy i za moment siedział już w fontannie, calutki mokry. Otarł nieudolnie twarz z nadmiaru wody, drżącą od zimna i złości ręką, by zaraz spojrzeć zabójczym wzrokiem na winowajcę. Ach, kto inny mógłby zaatakować nic nie spodziewającego się przewodniczącego, jak jego ukochana kuzyneczka?
    - Zmorka, cieszę się, że chciałaś mi pomóc się ochłodzić, ale wypadałoby najpierw zapytać... - westchnął ciężko, chcąc zamaskować zażenowanie całą sytuacją. Podniósł się za chwilę, wpatrując w dziewczynę. - Z manierami dalej u ciebie ciężko. Ale czego można się spodziewać, po kimś takim jak ty. - ostatnią część zdania specjalnie zaakcentował, chcąc jej dać do wiadomości, że do pięt mu nie dorasta. Złapał ją za rękę i zaraz wciągnął do fontanny, coby mu towarzyszyła w niechcianej kąpieli. Może dziewuszka była krzepka, ale Arsen również do jakichś tam słabeuszy nie należał. Kilka lat machania kijem i rzucania piłeczką baseballową się opłacało, jeżeli chodzi o siłę w rękach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabawna była. Wszystko było zabawne, również to, że byli swoimi totalnymi przeciwieństwami pod każdym względem, nawet paletą kolorów! Jego przyozdobione gęstymi acz jasnymi rzęsami, zielone, czy może nawet limonkowe oczy nijak się miały do jej szczerych, dużych, pełnych, ciemnoczerwonych tęczówek. Wystarczyło spojrzeć jej w te śliczne ślepka, by zobaczyć radosną i pełną życia osóbkę. A on? Nie bez powodu w jakichkolwiek przedstawieniach zawsze gra rolę tego złego. Jego cała postawa, jego zachowanie, jego gesty i ton głosu, nawet w tych oczach widać, że do dobrego człowieka mu daleko. Tak bardzo ni cierpiał tego, że to ona zawsze miała kolegów, ona się świetnie bawiła, ona była ruchliwa i pełna życia. A on siedział z boku i patrzył. Cholerna dziewczyna. Cholerna kuzynka. Cholerna Marie. Czasem słyszy, jak go do niej porównują. Tym bardziej go to irytuje. A jak już cioteczka ją wepchała do JEGO domu? To było zbyt wiele.
    - Zerem? - roześmiał się. - I kto to mów--... - przerwał, bo został siłą sprowadzony na dno fontanny. Nie zdążył nawet złapać oddechu przed ponownym spotkaniem z wodą, dlatego też nałykał się nieco wody. Gdy ta tylko zabrała swoje brudne łapy z jego biednej szyi, od razu poderwał górną część ciała, opierając się przedramionami o dno i zaczął kaszleć. Cóż, organizm chciał się zbędnej wody pozbyć, po co mu taka brudna, na siłę wciśnięta, i to jeszcze nie tą drogą co trzeba? Uniósł jedną dłoń do szyi, delikatnie masując skórę opuszkami palców. Cóż, to był po prostu niespodziewany atak. Słysząc głos dziewczyny, zmrużył oczy i prychnął: - Niedoczekanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od dawna wydawała mu się podejrzana. Zawsze coś z nią było nie tak. Właściwie, skoro go tak nie lubiła, to czemu nigdy go nie sprała tak, żeby więcej się nie podniósł? Pomijając konsekwencje prawne, to mogłaby. I możliwe, że mało kto by się tym tak na prawdę przejął. Ot, był laluś, nie ma lalusia. Jakby się postarała, żeby zwłok nie znaleziono, to i o pogrzeb nie trzeba by było się martwić specjalnie. Chociaż właściwie, może ona ma jakieś sumienie, jakieś wartości, w tym rodzinne. Nie to co on. Za wszystkie przykre rzeczy jakie powiedział ludziom bez zawahania będzie się smażyć w najciemniejszych, najdalszych i najbardziej przerażających odmętach piekieł. Czasem się zastanawiał jakby to było, gdyby był całkiem inny. Gdyby chociaż cząstka charakteru Marie dostała się właśnie jemu. Na pewno czułby się lepiej sam ze sobą.
    Właśnie takie myśli plątały mu się po głowie przez te kilka sekund, gdy trzymała go za szyję, pod wodą, gdy kasłał, ledwo łapiąc oddech, gdy mimowolnie sprawdzał delikatnym dotykiem stan swojej szyi. Wystarczyło zacisnąć palce nieco mocniej i możliwe, że mógłby się nie podnieść. Przymknął oczy, chcąc te wszystkie idiotyczne przemyślenia odrzucić. Na co mu to było? Nie miał czasu i ochoty filozofować.
    Uniósł nieznacznie brwi, wpatrując się w twarz kuzynki, która nakazała mu od tak zamknąć się na amen. Już miał zrobić jej na złość i wpaść w swój sławny słowotok, kiedy to ta zaczęła gadać i gadać. O niezwykle dziwnych rzeczach. Sam nie zdawał sobie sprawy, że tak wyglądał rano, że wciąż wykonywał te same czynności, nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego koszula do spania pachnie jak jakieś kwiatki. Nigdy nie zwracał na to uwagi, nie był raczej typem zakochanego w sobie gogusia. Potrafił świetnie uwidocznić swoje zalety, a wady ukryć, jednak sam po prostu nigdy sobie nie wmawiał, że jest piękny czy fajny, że ładnie pachnie. Po co? A ona zauważyła. Mówiła to tak dokładnie, że zdawało się, iż nic w życiu nie robi, tylko go obserwuje. Świruska.
    - Niesamowite, że wiesz więcej o mnie, niż ja sam. - wykrzywił usta w chytrym uśmiechu, który zazwyczaj zwalał dziewczyny, a czasem nawet i chłopców na kolana. Ściszył głos, niemalże mruczał w jej stronę. - A może to właśnie ty jesteś moją "wielbicielką"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż trudno mu było uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Wszystko działo się tak szybko, tak przypadkowo i tak dziwnie, że zdawało się być niemalże niemożliwym. Stał sobie, by za chwile zostać wrzuconym do fontanny, a potem być podduszanym w wodzie przez siedzącą na nim Marie. Tą Marie. Jego zmorę. Która nagle zaczęła mu opisywać każdy jego poranek bardziej szczegółowo, niż on sam byłby w stanie. Jeszcze dotykała go z własnej woli i to nie w celu zadania mu bólu. Dosłownie wymacała mu włosy. A teraz? Czyżby się rumieniła? Chryste Panie, co się działo?
    Arsen podniósł się całkiem do siadu, drżąc z zimna, przez lekki wietrzyk, który jak na złość musiał się pojawić akurat w tym momencie. Złośliwość Matki Natury. Kichnął.
    - Jesteś beznadziejna. - skwitował po chwili, mrużąc oczy. Po jego uwodzicielskim głosie już nie było śladu, dało się jednak usłyszeć pewność siebie i pogardę. Chłopak podniósł się powoli, mimo protestów jego biednego obolałego ciała. Zmierzwił dłonią mokre włosy, zaczesując je do tyłu i usiadł zaraz obok kuzynki. Skrzywił się nieco, zauważając, jak mokra, biała koszula przylepiła się do jego torsu, stając się półprzezroczystą, co pokazywało kilka ciemniejszych siniaków i zadrapań, a także blizn. Bez chwili zastanowienia złapał za bluzę dziewczyny i zaraz ją na siebie założył. Co z tego, że była mokra? Właściwie, to dalej czuł od niej ciepło ciała Marie, więc podwójna korzyść. Teraz musiał jak najszybciej przedostać się do akademika i przebrać w jakieś grube swetry. Liczył po cichu, że przez ten czas nikt nie zauważył tych niezbyt ładnych "ozdóbek" na jego skórze.

    OdpowiedzUsuń
  5. - W tym wypadku założyłbym również różową. - odpowiedział jej bez namysłu, patrząc na nią kątem oka. Próbował ją sobie wyobrazić jako taką typową dziewczynę w tym wieku. Po chwili zaczął się śmiać sam do siebie. Wyglądałaby uroczo i przezabawnie. To tak jakby on, Arsen Collins, założył jakieś wytarte, beznadziejne dresy, czapkę z daszkiem ozdobioną idiotycznym logiem i adidasy z bazarku. Niemożliwe.
    Znów nieświadomie położył dłoń na swojej szyi. Dalej czuł na niej uścisk dłoni kuzynki. Przypomniało mu się, jak myślał o samobójstwie. Nigdy nigdy się nie dowiedział, że coś takiego mu w ogóle przez głowę przeszło. Sam przed sobą nie potrafił się przyznać do tego jak głupi musiał być. Przecież wcale mu się do piekła nie spieszyło. Zaraz po niespodziewanym napadzie śmiechu westchnął ciężko i podniósł się, uderzając dziewczynę dłonią w tył głowy, dość delikatnie.
    - Lepiej podnieś się ofiaro i przebierz. Potem będzie na mnie, jak zachorujesz, że idiotki nie przypilnowałem. - mruknął, jakby dalej z rozbawieniem. Podniósł się z miejsca i zaczął powoli iść w stronę akademika.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Z chęcią. Rozpoczniesz? Jestem w tym nowa ^.^"]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Fortepian jest okej, załóżmy, że obejmowało go ogólne muzyczne wykształcenie.]
    Alayna, słysząc nieznany jej głos, podskoczyła na krześle. Odwróciła się energicznie na stołku i odetchnęła z ulgą, widząc, że to jedna z uczennic. Zauważyła, że dziewczyna trzyma pod pachą piłkę do koszykówki. Dałaby głowę, że chodzi ona do klasy sportowej, niestety nie zdążyła jeszcze poznać imion wszystkich uczniów.
    -Dzięki, chociaż każdy zawodowy pianista z miejsca by mnie objechał za to, co zrobiłam Beethovenowi. - Widząc skofundowane spojrzenie nastolatki dodała z uśmiechem - To "Dla Elizy", a raczej dość swobodna wariacja na temat. Jesteś...? - Zawiesiła głos w oczekiwaniu na odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezbyt go obchodziło, czy faktycznie za nim pójdzie, czy nie, o ile nie zacznie mu robić wstydu przed innymi lub nie rzuci w niego czymś podejrzanym. Ale jak zauważył kątem oka, patrząc na dziewczynę przez ramię - jakoś wyjątkowo grzecznie wykonywała jego polecenia. Zastanawiał się, czy ma jakąś słabość. Czy jest coś, co on robi nieświadomie, lecz sprawia, że nawet ona nie jest w stanie mu się oprzeć. Nie myślał już o niej jak o kuzynce, niemalże siostrze, którą zawsze chciał mieć. Powoli stawała się dla niego kolejną dziewczyną, którą musi w sobie rozkochać, by ta dołączyła do jego armii bezmózgich wielbicielek, gotowych rozebrać się na placu do naga na jedno skinienie jego szczupłych dłoni. Nie powinien tak jej postrzegać, ale dopóki nikt nie wie, to co mu szkodzi? Rumieniła się w fontannie. Zachowywała dziwnie. Wystarczy szybka analiza, żeby ją rozgryźć. Co takiego charakterystycznego tam robił?
    Rozważania przerwała mu pokaźna wiązanka obelg i kilka dźgnięć między jego biedne, poranione żebra. Skrzywił się i odtrącił jej rękę, nic nie mówiąc. Ta jednak nie bardzo się tym przejęła, bo zaraz ruszyła przed niego i... Otworzyła mu drzwi? Serio? Myśli, że w ten sposób urazi jakoś jego męską dumę? Niedoczekanie. Takie głupie zaczepki na niego nie działają. Przystanął na chwilę, po czym odwrócił głowę w jej stronę i obdarował ją powalającym na kolana uśmiechem.
    - Dziękuję. - Najzwyczajniej wszedł do środka, dłonią łapiąc za klamkę i od tak, zamknął za sobą drzwi, z trzaskiem. Skierował się wolnym krokiem do swojego pokoju.

    OdpowiedzUsuń